Data dodania: 2013-11-28
Tagi:
dzień pocałunku
beata niedziela koszalin
jacek zdrojewski koszalin
Krótkie streszczenie artykułu:
28 listopada to Dzień Pocałunku. Z tej okazji o pocałunkach, które zmieniają życie rozmawiamy z Beatą Niedzielą i Jackiem Zdrojewskim, małżeństwem, rodzicami 4-letniego Witka i 2-letniej Kaliny, aktorami Bałtyckiego Teatru Dramatycznego.
Kategoria:
Teraz Koszalin
Treść:
Pamiętacie swój pierwszy w życiu pocałunek? Jacek: - Późno zaczynałem, choć temat pocałunków bardzo mnie intrygował, byłem ciekawy, jak to jest. Pamiętam moją pierwszą próbę: miałem 13 lat i byłem na obozie harcerskim. Byłem tam najmłodszy, wszystkie koleżanki były mocno starsze, a ja upodobałem sobie chyba drużynową, musiała być około trzydziestki. Była noc, wszyscy posnęli dookoła ogniska, ona też spała i delikatnie pochrapywała. Och, jak cudnie chrapała! Zbliżałem moje usta do jej ust, napięcie rosło, już miałem się w końcu dowiedzieć, jak to jest, i wtedy ona chrapnęła doniośle i odwróciła głowę. (śmiech). Natomiast faktyczny pocałunek miał miejsca w Sylwestra, kiedy miałem 19 lat. Wszyscy się już całowali, tylko nie ja. No to postanowiłem spróbować, padło na koleżankę, która czule na mnie zerkała i po fakcie okazało się, że to sprawa mocno przereklamowana. Beata: - Ze mną było podobnie, to znaczy późno. Wychowywałam się wśród dziewczynek, byłam przeraźliwie nieśmiała. Pierwsze pocałunki trenowałam na lustrze, manekinie krawieckim mojego dziadka i w wyobraźni. Jako panienka zakochiwałam się w różnych chłopakach, ale platonicznie, bo w realnym życiu nie miałam odwagi powiedzieć im nawet cześć. Natomiast w mojej głowie układały się naprawdę fantastyczne scenariusze, pełne namiętnych pocałunków, welonów, dzieci, itede. A pierwszym mężczyzną, który mnie pocałował był chłopak, z którym związałam się na trzy lata. I żeby była jasność: nie był to pocałunek w usta, a muśnięcie ucha i szyi. A wasz pierwszy wspólny całus? Beata: - To nie był całus, tylko najpiękniejszy pocałunek, jakiego dane mi było doświadczyć. To był czerwiec 2008 roku, zaczynałam pracę w Koszalinie. Po próbie Dam i Huzarów zostaliśmy wszyscy w teatrze. Jacek zaprowadził nas na scenę, mówiąc, że będziemy oglądać gwiazdy. I faktycznie, było ciemno, tylko nad widownią jarzyły się maleńkie zielone punkciki, które wyglądały zjawiskowo. Długo siedzieliśmy na tej scenie całą grupą, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, aż w którymś momencie zostaliśmy tylko we dwoje. I wtedy TO się stało To był nieprawdopodobny pocałunek, piękny, namiętny, taki, który zmienił moje życie i postrzeganie świata o 180 stopni. Całkiem dosłownie. Kiedy Jacek odprowadzał mnie do domu, na niebie była tęcza. To wszystko razem to musiało być przeznaczenie. Jacek: - Wszystko się zgadza. To był pocałunek, o jakim marzyłem, idealny, piękny. Beatę tak spłoszył, że uciekła mi na dwa miesiące, ale wróciła. Ostatecznie połączył nas remont, a konkretnie wykonujący go panowie. Mieszkaliśmy oboje w sąsiadujących mieszkaniach służbowych. Kiedy moje remontowano (a podkreślam - remont miał trwać tydzień), Beata udostępniła mi u siebie kawałek podłogi na karimatę. Ostatecznie remont trwał pół roku, do swojego mieszkania nie wróciłem, a ci dwaj fachowcy od remontu do dziś uważają się za ojców naszego związku. (śmiech) Oboje jesteście aktorami i na scenie często znajdujecie się w sytuacjach intymnych z innymi. Jest to dla was problem? Beata: - Nie. Uwielbiam się całować, uważam, że jest w tym jakaś magia, pod warunkiem, że człowiek się otworzy. Bo w pocałunku chodzi o taką bliskość człowieczą, spotkanie z drugą osobą. Ale to, że lubię się całować na scenie, wcale nie znaczy, że przestaję przez to kochać mojego męża. Jacek: - Też uważam, że intymne chwile na scenie nie są problemem, są wpisane w nasz zawód. A kiedy patrzycie na siebie wzajemnie w takich chwilach? Mąż na żonę, żona na męża? Jacek: - Raz pojawił się problem i to wcale nie związany z pocałunkiem, a płomiennym, trwającym godzinę wyznaniem miłosnym, które czyniłem na scenie koleżance w Kobiecie z przeszłości. Beata bardzo tę scenę tak przeżyła, że dwa dni się do mnie nie odzywała. Beata: - Ale nie ze złośliwości, musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie. Słuchanie, kiedy Jacek tak pięknie wyznawał miłość innej kobiecie, używał słów, które zwykle są zarezerwowane tylko dla mnie, było bardzo trudne. Potrzebowałam kilku dni, by wytłumaczyć sobie, że to przecież tylko gra, sztuka, przedstawienie. Występowaliście w sztuce, w której graliście parę i musieliście się całować? Jacek: - Na szczęście nie, z moją żoną wolę się całować w domu, prywatnie. Faktem jest, że aktor w każdą graną postać musi włożyć część samego siebie, ale z drugiej strony, nie chcę całej mojej prywatności przenosić na scenę. To niezdrowe. Beata: - W pocałunkach na scenie musi być świeżość, taka, jaka istnieje tylko wtedy, gdy dwie osoby dopiero się poznają. Trudno byłoby tak grać z człowiekiem, z którym mieszka i żyje się każdego dnia. Ale tak sobie myślę, że gdyby kiedyś doszło do takiej sceny, mogłoby to być dla nas nowe doświadczenie. Musielibyśmy się odkryć na nowo, zyskalibyśmy możliwość, by się od nowa zakochać. W życiu prywatnym jesteście "całuśni"? Beata: - A to zależy. Ciągle całujemy dzieciaczki, bo one są do tego stworzone. Między sobą też wymieniamy buziaki, ale chyba nie za często - lepiej, jeśli te pocałunki są dawane z potrzeby, wytęsknione, a nie takie odruchowe, wręcz mechaniczne. Uważam, że każdy pocałunek, całus, buziak ma swój temat, na przykład: miło cię widzieć, fajnie, że jesteś, tęskniłam i w końcu kocham cię. Jacek: - Ostatnio byłem w kilkudniowej delegacji, w Płocku graliśmy Carskiego syna. No i kiedy wróciłem, Beata powitała mnie fantastycznym pocałunkiem podelegacyjnym. Rozmawiała: Agnieszka Gontar
Opcje dodatkowe
Artykuł sponsorowany:
Standardowy artykuł
Show on front page:
Nie pokazuj artykułu na stronie głównej
Display in:
Otwórz w tej samej karcie
Dołącz zdjęcia
Zdjęcia:
więcej »