Data dodania: 2013-10-23
Tagi:
koszalin
Nagelung
gwoździe
1915
Krótkie streszczenie artykułu:
Koszaliński Rynek Staromiejski był zawsze miejscem, na którym odbywały się rozmaite ważne uroczystości. Jedną z nich utrwalił w 1915 roku koszaliński fotograf Emil Ziemer. Była to inauguracja niezwykłej i bardzo popularnej wówczas w całych Niemczech akcji, dziś niemal całkowicie zapomnianej.
Kategoria:
Historia Koszalina
Treść:
Gdy w sierpniu 1914 wyruszających na front żołnierzy koszalińskiego garnizonu żegnały w euforii rozentuzjazmowane tłumy koszalinian, większość społeczeństwa niemieckiego oczekiwała rychłego zwycięstwa w wojnie błyskawicznej, tak jak to miało miejsce podczas dwóch poprzednich konfliktów wojennych: w 1866 r. z Austrią i w 1870 r. z Francją. Stało się jednak inaczej; tym razem Francja nie została rozgromiona. Po bitwie pod Marną we wrześniu 1914 r. front ustabilizował się rozpoczynając wieloletni okres wyniszczającej wojny pozycyjnej, w której miliony żołnierzy tkwiły w okopach, pędzeni co rusz przez dowódców w bezsensownych atakach wprost na zasieki z drutu kolczastego i ogień karabinów maszynowych przeciwnika.
1914 - wymarsz żołnierzy koszalińskiego garnizonu na front.
Trzy rzeczy potrzebne do prowadzenia wojnyNapoleonowi przypisuje się powiedzenie: „Żeby prowadzić wojnę potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy." Jeszcze w 1913 roku dążące do konfliktu i zbrojące się na potęgę Niemcy wprowadziły daninę majątkową oraz tzw. podatek od przyrostu majątku, które miały pokryć koszty powiększenia armii aż o 1/5. Państwo zadłużało się również w bankach oraz wypuszczając tzw. pożyczki narodowe, które miały być łatwo spłacone przez pokonanych wrogów po szybkim zwycięstwie. Przedłużająca się wojna pokrzyżowała jednak nie tylko te plany: przy braku funduszy państwowych finansujących pomoc dla rannych oraz dla wdów i sierot, zaczęto poszukiwać rozmaitych form zbiórek publicznych. Ranni żołnierze w holu koszalińskiego dworca.
Żelazny ObrońcaNajbardziej niezwykła akcja charytatywna w Niemczech narodziła się w stolicy sojuszniczych Austro-Węgier. 6 marca 1915 roku w Wiedniu na placu Schwarzenberga ustawiono figurę średniowiecznego rycerza - "Żelaznego Obrońcy" („Eiserne Wehrman") wykonaną z drewna lipowego przez rzeźbiarza Josefa Müllnera. Pomysł akcji był dość prosty: każdy mógł zakupić dowolną ilość specjalnie wyprodukowanych gwoździ w kilku kolorach i cenach (były gwoździe złote, srebrne, czarne i żelazne) i uroczyście wbić je w wyznaczone miejsce (w zależności od koloru) na drewnianej figurze. Imię i nazwisko darczyńcy zapisywano w specjalnej księdze, pieniądze zaś były przekazywane na fundusz pomocy ofiarom wojny. Ogółem figurę "Żelaznego Obrońcy", którą można oglądać w Wiedniu do dziś, pokryło ok. 500 000 gwoździ. W ciągu dwóch pierwszych dni gwoździe wbiło 1400 osób, a w półtora roku zebrano ponad 700 tys. koron, co zresztą nie uważano za sukces w liczącym milion mieszkańców Wiedniu. Wynikało to jednak m. in. z nadzwyczajnej popularności pomysłu, który błyskawicznie rozszerzył się na całą Austrię i Niemcy – w samym Wiedniu konkurencją np. stał się drewniany model okrętu podwodnego, również przeznaczony do pokrycia gwoździami.
Gwoździe dla zwycięstwaW krótkim czasie gorączka pokrywania gwoździami (die Nagelung) drewnianych figur ogarnęła cały obszar obu niemieckojęzycznych państw. W niemal każdym większym mieście stawiano figury Żelaznych Rycerzy, żołnierzy i postaci historycznych, Żelaznych Orłów, lwów, gryfów. Były Żelazne Krzyże, herby miast, kolumny i tarcze z rozmaitymi emblematami, np. okrętów, samolotów, popiersi żołnierzy w hełmie. Zwykle mierzyły ok. 2 - 2,5 m. wysokości; poznańska figura Żelaznego Obrońcy była wielkości człowieka. Największa figura: „Żelaznego Hindenburga" stanęła w 1915 roku w Berlinie – liczyła aż 12,5 m. wysokości. Osobne akcje prowadzono w szkołach – firma produkująca tablice szkolne wydała specjalny wzornik emblematów, wg którego ponad 30 tysięcy niemieckich szkół i gimnazjów zamówiło płaskie drewniane tarcze do pokrywania gwoździami.
Przedsięwzięcia były na ogół organizowane przez Czerwony Krzyż oraz stowarzyszenia kobiece i młodzieżowe. Przy cenach gwoździ od 5o fenigów do 50 marek w złocie za sztukę (w akcjach szkół gwoździe kosztowały od 2 do 5 fenigów), „gwoździowanie" okazało się w skali państwa wielkim sukcesem finansowym. Prócz zbierania funduszy było to również wyrażenie przez obywateli patriotyzmu i poczucia narodowej wspólnoty ludzi na "froncie domowym". Rytuał wspólnego tworzenia żelaznych pancerzy na figurach rycerzy miał w sobie coś z pogańskiej magii, co widać było zwłaszcza w roku 1916, gdy po bitwach pod Verdun i nad Sommą osłabła w Niemczech wiara w zwycięstwo i akcja stawiania żelaznych figur nasiliła się.Żelazny Hindenburg w Berlinie
Żelazny Krzyż w Koszalinie21 października 1915 r. w dzienniku Kösliner Zeitung ukazało się całostronicowe patetyczne wezwanie podpisane przez kilkudziesięciu najwybitniejszych obywateli miasta, m. in. prezydenta rejencji i jednocześnie przewodniczącego lokalnego Czerwonego Krzyża, Heinricha Freiherr von Zedlitz z małżonką, sędziów, lekarzy, przewodniczących lokalnych stowarzyszeń, radców i okolicznych właścicieli ziemskich. Odezwa wzywała mieszkańców miasta i powiatu do stawienia się w niedzielę, 24 października, na koszalińskim rynku, aby przez akcję kupna i wbicia gwoździ w nawiązujący kształtem do wojskowego odznaczenia krzyż, patriotycznie wspomóc wysiłek niemieckich żołnierzy.
Uroczystość, którą uwiecznił z okna swojej pracowni koszaliński fotograf Emil Ziemer, rozpoczęła się zgodnie z programem punktualnie o godz. 14:00. Przy pomniku Fryderyka Wilhelma I ustawiono przypominającą kaplicę zadaszoną konstrukcję wspartą na przystrojonych girlandami czterech kolumnach. Wewnątrz niej stanął liczący ok. 80 cm średnicy drewniany i pomalowany krzyż z napisem „Naszym bohaterom". Na zdjęciu pośród udekorowanych girlandami i flagami masztów i latarni widać odświętnie ubranych koszalinian: kobiety w wielkich kapeluszach, mężczyzn w surdutach i cylindrach i żołnierzy w pikielhaubach. Po odegraniu uznawanej za hymn Reformacji luterańskiej pieśni „Warownym grodem jest nasz Bóg" przez orkiestrę batalionu rezerwy piechoty, głos zabrał prezydent rejencji, kończąc krótką przemowę trzykrotnym okrzykiem „Hurra". Odśpiewanie przez kobiecy chór nieoficjalnego hymnu Cesarstwa „Chwała Ci, w wieńcu zwycięzcy " oraz patriotycznej pieśni „Niemcy, Niemcy ponad wszystko" zakończyło część oficjalną, po której mieszkańcy przystąpili do ceremonii wbijania w krzyż gwoździ. Ceny nie były wysokie, złoty gwóźdź kosztował 3 marki, srebrny: 1 markę, czarny: 50 fenigów, żelazny: 10 fenigów. „Każdy mężczyzna, kobieta i dziecko powinno wbić choć jeden gwóźdź" - wzywała odezwa. Gwoździe można było kupować w miejskiej i okręgowej kasie oszczędnościowej, a także w siedzibie rejencji. Nazwisko każdego kupującego zapisywane było w specjalnej, oprawionej w skórę księdze honorowej.Köslin, Rynek, 24.10.1915 r.
Pierwszego dnia zebrano 2300 marek. W ciągu następnych dwóch tygodni podczas organizowanych kilku uroczystości „gwoździowania", m. in. z udziałem młodzieży szkolnej, pokryto złotymi, srebrnymi, czarnymi i żelaznymi gwoździami ok. połowy powierzchni Żelaznego Krzyża. Ostatnia uroczystość z udziałem orkiestry odbyła się w niedzielę, 21 listopada 1915 r. Nie udało się pokryć całej powierzchni krzyża: mimo iż wbito weń w sumie w sumie 14 tys. gwoździ, z zaplanowanych 3300 najdroższych złotych gwoździ, udało się ich sprzedać nieco ponad 2400 sztuk.
Opcje dodatkowe
Artykuł sponsorowany:
Standardowy artykuł
Show on front page:
Pokazuj artykuł sponsorowany na stronie głównej
Display in:
Otwórz w tej samej karcie
Dołącz zdjęcia
Zdjęcia:
więcej »